czwartek, 8 października 2009

mam adrenalinowego kaca...

no bo jak wczoraj się wściekłam na moje autociko, to mi wspomniana adrenalina skoczyła do niebotycznego poziomu. Otóż moje cudo, dojechało grzecznie na miejsce, zaparkowało - wszystko bez najmniejszego problemu... potem pozałatwiałam co miałam do załatwienia, "odbębniłam" seminarium z zakresu ochrony P.Poż. i wróciłam do autocika, a autociko wprawdzie próbowało kręcić, ale odpalić już nie za bardzo. Próbowałyśmy go na pych, bo może paliwo odpłynęło... nie udało się, więc poszłam zapytać taksiarzy stojących opodal, czy by nie pomogli - młodzi (3 sztuki) z głupim uśmiechem odpowiedzili, że nie pomogą i wrócili, do jakże zajmującej rozmowy o bzdurach - oj, żeby tak, jak im się coś z autem stanie, żeby trafili na takich samych uczynnych jak oni! Z całego serca im tego życzę!!! Potem podeszłam do jednego takiego, co siedział w samochodzi (też taksówkarz) tym razem miałam więcej szczęcia - facet pomógł, nawet pociągnął na lince kawałek auto z większą prędkością, bo może by odpaliło, no ale autocik nadal odmawiał współpracy (oby w potrzebie trafiał na takich ludzi jak on sam !!!). Facet poradził mi, że jeśli mam możliwośc, to żebym ściągnęła kogoś, kto ma auto i może mnie odholować do domu, a potem zająć się naprawą. Tak też uczyniłam. Oj nie pamiętam, kiedy przejazd tej trasy zajął mi aż tyle czasu (no ale na holu to się jedzie jednak nieco wolniej, niż sprawnym autem). Koniec końców aktualnie diagnoza jest taka, że cewka zapłonowa się spaliła była... Teraz czeka mnie zakup (85pln) i moje ślubne szczęście ma wymienić mi tę cewkę samodzielnie.

Dodatkowo (na razie telefonicznie) poznałam pana, który ma niedaleko miejsca, gdzie pracuję sklep z częściami samochodowymi - szalenie miły człowiek. Ma grać z zespołem na Rawie!!!

a ja dalej leczę kaca...


... adrenalinowego

Brak komentarzy: