czwartek, 26 listopada 2009

Są takie dni w życu żółwia...

Są takie dni, że niektórzy denerwują cię bardziej niż inni np. Pollyanna. A dlaczego? Sprowadźmy to do trzech zasadniczych punktów.
1. Lata, jak by jej ktoś w tyłek coś wsadził i wszystko musi być już, bo za trzy sekundy zawali się świat i ONA będzie najbardziej poszkodowana. Proszę, że za chwilkę, muszę się najpierw szefa zapytać o coś ważnego, to już się obraża i leci robić sama - niech leci, tylko po co fochy.
2. Jeśli ktoś się Ciebie o coś pyta, to ona, niezależnie czy zna kontekst sprawy, czy nie, już się wtrąca by odpowiadać. Właściwie, to się często w nie swoje sprawy wtrąca.
3. Na koniec rozmawiasz z kobieta z poczty (by udowodnić, że wina nie leży po twojej stronie tylko że ktoś coś zgubił) i ta baba dobija cię hasłem, że za informacje co zrobili z moją przesyłką mam zapłacić (...?...) ha ha ha POCZTA POLSKA - instytucja nie z tej epoki .... Nie dosyć, że za każdym razem idąc na pocztę dostaję szał,u bo obsługa, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia, to jeszcze Paniusia myśli, że za ich błędy ja będę płacić ....

środa, 25 listopada 2009

eh...

Od kilku dni mam nową klawiaturę… taką małą, z układem jak w laptopach… ile błędów robię, bo jeszcze nie przyzwyczaiłam się do układu, to przechodzi ludzkie pojęcie – muszę na koniec dokładnie sprawdzać, co napisałam…
Ale co tam…
Dzisiaj lekko mi na duszy… z pracy wychodzę za jakieś pół godzinki i mogłaby to być właściwie dobra wiadomość, gdyby nie fakt, że jadę do dentysty… potem odebrać zamówienie, potem na przymiarkę do gorseciarki… potem jeszcze drobne zakupy i jak się wyrobię to aquarobic 
Marzy mi się, żeby dzisiaj był piątek tak około 16:00 żebym mogła wrócić do domu i zasnąć… od kilku dni mam koszmary – wcześniej bardzo rzadko mi się to zdarzało… a teraz już trzecia noc z rzędu… wrr, jak tak dalej pójdzie to będę gryzła wszystko i wszystkich dookoła! No i dobrze by było, żebym pamiętała co mi się śniło… wtedy mogłabym ewentualnie pomyśleć jak się ich pozbyć, a tu kapa – nic! Tylko budzę się spocona jak mysz, a serce mi wali, jakbym maraton właśnie ukończyła… i to poczucie zagrożenia…
Ludzie prześlijcie mi trochę pozytywnej energii!!!
Może to dlatego, że łonie się nie pożegnały i teraz mnie straszy poczucie winy, że może je obraziłam – mowa o grypowych widziadłach…- i dlatego sobie poszły… hm nie wiem.

A teraz o Pollyannie…
Pamiętacie zapewne, że miała problem z dystrybutorem wody… cóż udało nam się go przestawić nieco, żeby jej nie buczał nad uchem – chociaż my nie słyszałyśmy żadnego buczenia. Efekt końcowy był taki, że wieczorem panna Pollyanna jakimś cudem przestawiła dystrybutor jeszcze dalej – jak ona tą szafę ruszyła, pozostaje tajemnicą – nawet wyczarowała skądś przedłużacz.
Inna sprawa, ta panna ma jakiś problem ze światłem… Jak wszyscy wiedzą w okresie późnej jesieni, zimy i wczesnej wiosny, światła słonecznego zwykle nie ma zbyt wiele… I tu się okazało, że nasza Pollyanna nie może siedzieć przy świetle jarzeniowym, bo ma coś z oczami… i nawet zaświadczenie od lekarza przyniosła. Płakałyśmy ze śmiechu dość długo. Potem była woja na światło… tzn dziewczyny zapalały – bo im ciemno, ale jak tylko wyszły np. do ubikacji, to Polly gasiła. Wreszcie przyniosła lampkę biurkową dla dziewczyn, żeby mogły pracować przy wyłączonym górnym świetle. Niepojęte – wyobraźcie sobie lampkę, o całkowitej wysokości jakichś 20cm i jak tu pracować jak się ma masę papierów – owszem wystarcza taka do pracy na kompie, bo klawiatura jest raczej mała… ale do papierów potrzeba coś więcej, eh…
Właściwie to nawet przestaje być już śmieszne! Zaczyna się tragedia, która, jak znam życie, niedługo stanie się farsą, a potem znów wyrówna do komedii… ale to będzie już śmiech przez łzy.

czwartek, 19 listopada 2009

I znów mi Polyanna ciśnienie podniosła...

Tym razem sprawa się robiła o dystrybutor wody – mianowicie, po długotrwałych prośbach z jej strony i ciągłym wychlewaniu mi wody udało mi się załatwić dystrybutor do pokoju , w którym rzeczona Polyanna, wraz z innymi (normalnymi) siedzi – przez jakiś czas nawet był spokój. No cóż jak niedawno napisała Ethin… im dłuższa zwyżka, tym cięższy upadek przy spadku formy. Parę dni temu przyszła z informacją, że wyłączyła dystrybutor, bo za głośno chodzi i jej przeszkadza – pomijam fakt, że jak ona… gada przez telefon, to ją słyszę z drugiego pokoju… - informowała mnie o tym w sumie kilka(…)naście minut, bo równocześnie nalewała sobie do szklanki wodę z mojego dystrybutora i wychlewała ją – sumarycznie wychłeptała podczas informowania mnie 7 szklanek.
Następnego dnia udało mi się dorwać chłopków, którzy rozwożą wodę u nas i jak im powiedziałam, że nasza Polyanna wyłączyła dystrybutor, to dostałam wyraźną instrukcję – PRZEKAZANĄ USTNIE – że dystrybutora się nie wyłącza, dopóki w butli i zasobnikach jest woda. I, że jeśli z tego powodu się uszkodzi ten dystrybutor, to będziemy my płacić za naprawę – bo uszkodzenie z naszej winy
Cóż przekazałam jej tę ustna instrukcję – na co dostałam odpowiedź, że dopóki nie będzie instrukcji na piśmie, to ona między wierszami czytać nie będzie – o zgrozo, gdzie w poleceniu/instrukcji:
Nie wyłączać dystrybutora dopóki jest woda w butli i zasobnikach.
Jest ten międzywiersz????
Tak czy inaczej, dziś mamy zamiar przestawić go w inne miejsce, a wczoraj obserwowałyśmy go z innymi dziewczynami i wcale tak głośno nie chodzi, no i nikomu innemu nie przeszkadza… tylko jej! Swoją drogą jak jej przypomniałam, że to ona się najbardziej dopominała o dystrybutor to jeszcze zjebkę dostałam, że badziewiasty dystrybutor załatwiłam – a czego się można spodziewać, jak jest on za darmo??? Teraz obserwuję swój dystrybutor – wydaje dokładnie te same dźwięki co tamten – różnica jest taka, że ten należy do nas i nie jest za darmo…Bez komentarza – ta panna zawsze miała problem z rzeczami, za które nie jest osobiście materialnie odpowiedzialna! Jak ktoś inny w razie co ma bulić, to ona może sobie z tymi rzeczami robić co chce. Tak właśnie kilka razy ją ochrzaniłam o faksowanie kartek ze zszywkami – odpowiedź naszej „kochanej” Polyanny – jak się zepsuje to się naprawi. Albo, że mnie kulturki rodzice nie nauczyli…
Jak powiedziała jedna z bohaterek MagdyM – Mariola: Panie spuść bombę na tę trąbę!!!
I tym optymistycznym akcentem…

wtorek, 17 listopada 2009

oj Ethin

A ja to niby ta zła jestem???
albo Ramoth czy Kirke?
uspokoiłaś mnie, że nas nie opuszczasz :), bo już miałam obawy...
a do Katowic się mogę przytransportować. Zasadniczo, to będę w Katowicach 25 popołudniu - po sadyście będę miała chwilę...
Dodatkowo mam plan być w Katowicach na giełdzie kamieni i minerałów... potem zwyczajowo silesia... więc może wtedy? jeśli ci 25 nie pasi.

w sobotę wrzucę ten wisior, co go dla Maćka zrobiłam :)
A teraz idę śmierdzieć lakierem, bo znó mam wenę na malowane wisiory :) i kilka ciekawych wzorów :)

Bez obaw

Wciąż tu jestem. Wiecie co może naprawdę przerażać. Polyanna zachowuje się całkiem normalnie. I ten przedziwny stan trwa już trzeci tydzień. Zapyta ktoś: Dlaczego to przeraża? To proste, im dłużej trwa zwyżka tym gorszy będzie spadek formy. Dobrze, że mam jeszcze trochę dni urlopu to mogę w razie potrzeby uciec. ;-) Blog o którym wspomniała Triss to swego rodzaju pamiętnik singla - zapraszam do odwiedzenia go. To zaś jest blog czarownic - tyle ze ja nie jestem czarownicą - hm muszę to przemyśleć czy ja aby jestem w dobrym miejscu ;-)))

poniedziałek, 16 listopada 2009

hm... obawa

Mam dziwne wrażenie, że Ethine się usamodzielnia - mam rację... właśnie założyła własnego bloga: ethine.blogspot.com
Zresztą Kirke i Ramoth też jakoś specjalnie się nie udzielają... cóż założenie było inne, ale tak to już bywa.
Tylko co to będzie, jak mi się wykruszą współtwórczynie - nie będzie blogowni czarownic, tylko blog samotnej czarodziejki ;)
Ale nie zamierzam się tym jakoś specjalnie przejmować. Mówi się trudno i żyje się dalej.

Ostatnio zauważyłam, że najlepiej mi wychodzą wisiory i ogólnie moje zawijaczki, gdy oglądam filmy... I tak koroneczka powstała w trakcie Legendy poszukiwacza - miecz prawdy; witraż w trakcie Flasha Gordana... no jest tego więcej, ale nie będę wszystkich wymieniać. koroneczka z labradorytem czarnym, hematytem, nocą kairu i opalem

witrażyk z sodalitem i granatami

i dla Maćka też już mam zamówienie zorbione - mnie się podoba, mam nadzieję, że jego pani też się spodoba... ;) nie Maćku, nie będę przytaczać tu tego co powiedzaiłeś - byłoby nie w porządku :) szczególnie, że po tym, jak ci aniosę tego wisiora, to go tu wstawię :).

piątek, 6 listopada 2009

mała wrzutka

wisior "wiosenny śnieg" - agat, onyks zielony i karneol
agat płonący
labradoryt i noc kairu
jaspis pasiasty, karneol i kwarc różany

cytat na dziś:)

Padłam, jak przeczytałam cytat podany przez Achnes... (wizaz):
"Diabeł, to taki Anioł co wstąpił do nie tego pubu co trzeba i wypił odrobinę za dużo!"
Wyłam ze śmiechu przez kilka minut - więc wszystkim diabełkom i diablicom :) nie martwcie się :)
jest świetnie!