piątek, 23 stycznia 2009

ręce mi opadają... i nie tylko


Tak by się mogło wydawać, że jak człowiek jest dorosły, to rozumie co się do niego mówi... Nic bardziej mylnego!!! Są ludzie (do tej kategorii zaliczają się szefowie - szczególnie tacy, których skóra przypomina z lekka kawę z mlekiem) dla których nic nie jest ważne i jeszcze ze złośliwym uśmiechem informują cię, że musisz zostać dłużej, mimo iż wiedzą, że masz zabiegi, na które musisz chodzić, jeśli chcesz w ogóle chodzić a nie wylądować na wózku... Coś strasznego, wróciłam wczoraj z pracy po prostu wściekła jak stado os... Zresztą wcale mi jeszcze nie przeszło!!! Dodatkowo, kupiłam wczoraj takie małe urządzonko (pieszczotliwie nazywane "teściowa") do szybkowaru AMC - taki sobie dzwoneczek, który informuje, kiedy temperatura i ciśnienie osiągnęły pewien poziom. No i niby wszystko fajnie, konsultant przyjechał, przywiózł dzwoneczek, zapłaciłam, pan sobie poszedł. No i mąż stwierdził, że jak już mamy dzwoneczek, to możemy zrobić sobie golonkę. No i dawaj! A tu się okazuje że dzwoneczek jakoś nie bardzo chce współpracować! Pierwszy dzwonek był, zgodnie z instrukcją został wyłączony i przestawiony na następną pozycję i jakież było nasze zdziwienie chwilę później, gdy garnek zaczął syczeć i upuszczać pary, bo temperatura i ciśnienie zbliżały się do wartości granicznych. A dzwoneczek ani pierdnął... nie mówić już o dzwonieniu. Po wyjęciu baterii i wsadzeniu jej znów do urządzenia, zaczęło ono poprawnie pracować na chwilę - tzn pierwszy dzwonek był, po przestawieniu drugi dzwonek był, jednak już trzeci dzwonek (cała seria to trzy punkty a co za tym idzie trzy dzwonki) już nas olał i znów cała kuchnia sycząca i pełna pary! No masakra.
Dzwonię dzisiaj do tego chłopka i mówię mu, że jakiś felerny ten dzwoneczek mi sprzedał, że nie działa i opisuję mu sytuację - on mi na to, że mu się nie chce wierzyć i co ja w związku z tym od niego chcę - no to mu mówię, że ja chcę działający dzwoneczek! No to po chwili rozmowy, na temat, że on mi wyśle, że ja mu wyślę i uświadomieniu mu, że mogę wysłać ale na jego koszt bo nie będę dopłacać do interesu. I jego marudzeniu, że 240 zł to dla niego jest mała sprzedaż i że coś tam... na co ja mu, że może dla niego 240 pln to mało a dla mnie to dużo i nadal nie zamierzam dopłacać i skoro przywiózł wadliwe urządzenie to mnie to rybi, jak on to załatwi - owszem jak kupuję w sklepie, to mam do sklepu odwieźć jak przychodzi do reklamacji, jednak w tym przypadku sklepem jest moje mieszkanie... koniec końców on mi prześle nowy dzwoneczek a ja mu na jego koszt odeślę ten. Mam tylko nadzieję, że ten drugi będzie działał poprawnie... Ostatecznie jednak wersja została zmieniona, że nowy dzwoneczek przyjdzie z W-wy do mnie a ja jemu odeślę ten poleconym, a pieniądze za polecony mi zwróci na konto...
Jednym słowem zabawa chorego kotka...
A tak lubię tą firmę! No bo jak tu nie lubić, jak można rosół na wołowinie mieć gotowy w 20 minut od rozpoczęcia gotowania, albo bigos, albo grochówkę, albo ziemniaki po 10 minutach? No bajka normalnie, o ile mniej czasu i gazu się zużywa...
eh, co tam...


piątek, 9 stycznia 2009

Jeśli by się chwile zastanowić


Właściwie to jest mi żal niektórych ludzi - nawet nie wiedzą jak bardzo brakuje im rozumu i otwarcia się na innych. Właściwie chodzi mi o jedną znaną mi osobę, która nie zdaje sobie sprawy jak bardzo wszystkich w około zraziła do siebie. Do tego stopnia, że chcąc nie chcąc ludzie się cieszą, że jej nie ma zamiast współczuć że jest chora. I nikt nie ma żadnych złych intencji po prostu jest dzień spokoju, żadnych ataków złości, paniki i obrażania się o byle co. I jeśli by się chwile zastanowić to jest mi jej naprawdę żal, tworzymy koalicję przeciwko naszej wariatce, tylko że potem przypominam sobie z jaką satysfakcją "Pani nieomylna", mam na myśli naszą Polyannę, wytknęła mi bzdurny błąd to przechodzi mi wszelkie współczucie - a żyj sobie w niewiedzy z jaką ulgą przyjęliśmy twoją nieobecność dzisiaj...

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Wystrzałowy Sylwester

No i mamy nowy rok, jedna noc zabawy i już po krzyku... ale mam za to ładne zdjęcia fajerwerków. Zresztą sami zobaczcie...

To się nazywa wystrzałowa zabawa :)

Trochę śniegu


I proszę Triss umieściła kilka śnieżynek na blogu i w niedługim czasie mamy śnieżny kataklizm ;-) no co do tego kataklizmu to trochę przesadzam ale zimę mamy fajną. Jest się czym cieszyć dopóki nie próbuje się przejechać na drugi koniec Katowic. Niby to takie duże miasto a na pługi je chyba nie stać...